Jak być na Maderze to nie da się bez Funchal. Miasto ma niewielką populację – raptem około 100 tysięcy mieszkańców – ale już to stanowi 50% ludności całej wyspy. Jest to zdecydowanie dominujące miasto na tle innych skupisk i też najwięcej tu się dzieje. W tym wątku znajdziecie relację z naszego pobytu w Funchal oraz dokładne „instrukcje”.
Ten wątek to część większego przewodnika po Maderze. Jeśli nie czytałeś wstępu – zapraszam TUTAJ.
Nasz dzień musieliśmy zacząć od znalezienia miejsca parkingowego (nie mieliśmy hotelu w samym centrum Funchal, więc dojazd autem był konieczny). First things first – nie chcemy absolutnie jeździć tu autem. Uliczki w Funchal są ciasne, zatłoczone, pełne turystów no i niekiedy mają strasznie strome podjazdy i zjazdy. Nieraz tak strome, że może to przestraszyć niejednego kierowce, zwłaszcza z manualem. Poza tym, centrum Funchal nie jest jakieś wielkie, więc wszystko da się przejść na piechotę. Zatem, odstawiamy auto na cały dzień – najlepiej NA TYM parkingu. Jest to miejsce nieco na uboczu, a jednocześnie blisko centrum. Parking jest w płatny, w pomieszczeniu, wielopiętrowy – miejsca powinno być pod dostatkiem.
Od parkingu pójdziemy sobie uliczką w dół – aż do stacji kolejki linowej…
Ta uliczka w dół to Rua de Santa Maria, niegdyś niebezpieczne miejsce na mapie, a obecnie – jedna z najbardziej kolorowych ulic jakie można zobaczyć. Tutaj prawie każde drzwi jest inaczej ozdobione i pomalowane. Oczywiście artystyczny klimat przyciąga tutaj tłumy turystów, mamy mnóstwo barów, restauracji i kawiarni. Idealnie na poranną kawę przed dalszą eskapadą.

Po drodze w dół czeka nas jeszcze jedna atrakcja – Forte de São Tiago. Jest to niewielka twierdza z XVII wieku pomalowana w bardzo charakterystyczny żółtawy kolor. Przez ten kolorek, zdjęcia tu wyglądają niesamowicie. Budynek można obejść za darmo, nawet na jego górną część – wystarczy od ulicy zboczyć nieco w stronę oceanu. Nie powinno to zająć więcej jak pół godziny. Przez swoje położenie, łatwo to ominąć.



Na dole ulicy jest początkowa stacja kolejki linowej Teleféricos do Funchal. Kolejka wyniesie nas w górne części miasta, przy okazji odsłaniając niesamowitą panoramę. Niestety najpierw trzeba się tu trochę wystać, ale wygląda to gorzej niż idzie w rzeczywistości.


Przejazd jest bardzo fajny, bo z bliskiej odległości widać budynki, dachy, balkony i tarasy – wraz z ludźmi, robiącymi grilla. Mieszkanie tam musi być bardzo specyficzne, mając świadomość, że cały czas ktoś patrzy. Doświadczenie coś jak w Tbilisi (Gruzja), tylko o wiele dłuższe – czasowo i kilometrowo.

U góry czekają na nas dwie super atrakcje. Pierwszą jest Monte Palace Madeira – ogromny park botaniczny. Wejście (płatne) jest zaraz obok stacji końcowej kolejki. Park jest dość rozległy – 70 tysięcy metrów kwadratowych. W środku mamy niezliczoną ilość najróżniejszych drzew, kwiatów (w tym bardzo egzotycznych), ryby, flamingi, łabędzie, cykady, pawie i wiele innych. To wszystko osadzone jest w absolutnie przepięknej scenerii. Mamy tu mnóstwo ścieżek, które aż toną w zieleni, strumyki, stawy z wodospadami, rzeźby, mosty itp itd. Do tego jeszcze trochę klimatów dalekiej Azji jak statuetki Buddy, pagody czy też ogród japoński. Monte Palace jest wręcz przytłaczające. Dobrym pomysłem będzie krótka przerwa na kawę / piwo zanim zaczniemy tą wędrówkę – a ta zająć może nawet dwie godziny.












Po wyjściu z ogrodu kierujemy się dalej uliczką i już po kilkudziesięciu metrach można dostrzec ogromny tłum. Setki turystów gromadzą się w kolejce (takiej na co najmniej godzinę czekania) aby skorzystać z jedynej w swoim rodzaju atrakcji. Atrakcji oryginalnej i unikatowej na skalę światową, bo praktycznie nigdzie indziej tego co tu nie uświadczycie (inna rzecz, czy to jest warte czasu i pieniędzy, ale o tym za chwilę).
Ta atrakcja to „Carros de Cesto”, zjazd toboganem – czyli czymś w rodzaju specjalnych, dużych sanek wiklinowych. Nie byłoby w tym nic specjalnego, gdyby nie to, że zjeżdża się po normalnych uliczkach miasta, po których mogą też jeździć samochody (to znaczy – nie są one wyłączone z ruchu).

Zanim zjedziemy, trzeba się uzbroić w cierpliwość. Pierw kupujemy bilety – ceny można zobaczyć na tej stronie. Sanki są różne, można kupić bilet jedno, dwu lub trzy – osobowy, w zależności w ile ludzi jesteśmy. Z biletami udajemy się na koniec kolejki, a ta jest naprawdę długa – będzie dobre 60 metrów. I niestety – przepustowość zjazdów nie jest za duża. Trzeba wystać się z godzinkę.
Gdy przyszła nasza pora, wskakujemy w wyznaczone sanki, dajemy bilet panom prowadzącym – tzw Carreiros ubrani w tradycyjne stroje, kapelusze oraz buty z gumowymi podeszwami, aby to wszystko ogarnąć. Nim się obejrzymy, już suniemy w dół ulicy.


Pasażerowie w zasadzie nic nie robią, tylko siedzą i cykają zdjęcia. Zjazd trwa jedynie 10 minut, cały czas w dół wyślizganej na maksa asfaltowej ulicy. Ulica z początku jest szeroka, a później nieco węższa. Jest też kilka niezłych zakrętów, gdzie jak w Formule 1, do krawężnika niewiele brakuje. Czy szybko się jedzie? W naszym przypadku zjazd nie był zbyt szybki, a przynajmniej o wiele wolniejszy niż się spodziewałem. Być może to kwestia opadów deszczu, które niestety akurat miały miejsce.

Po wszystkim turyści wysiadają, dziękują panom prowadzącym i wszyscy się rozchodzą. Na nich czeka już specjalny autobus i gdy uzbiera się grupka, to wiezie ich na górę do ponownych zjazdów .. i tak cały dzień. Jest to zdecydowanie jedna z najbardziej oryginalnych atrakcji jakie można gdziekolwiek zobaczyć. Sama Madera praktycznie od razu kojarzy się z tymi saniami. Czy warto? Ciężko to ocenić. Co prawda liczyłem na więcej, szybciej, dłużej .. a to wszystko trwało dosłownie chwilę. Trzeba godzinę stać w kolejce, żeby w 10 minut zjechać dwa kilometry. Na pewno czuć niedosyt. Jednak jeszcze większy niedosyt byłby gdybyśmy nie spróbowali.
Ważna rzecz – na dole jest pełno naciągaczy taryfiarzy, którzy się pytają czy zabrać do miasta – no bo mimo zjazdu w dół i tak jesteśmy w dalszym ciągu bardzo daleko od centrum Funchal. Jest to zupełnie niepotrzebne. Z tego przystanku wsiadamy w autobus nr 19 i w kilka minut jesteśmy w centrum miasta.
Wysiadamy na dużym skrzyżowaniu, w sumie niedaleko stacji początkowej kolejki linowej. Stąd już możemy dalej eksplorować centrum pieszo. To jest świetny moment na napojenie się ponczą w barze Rei da Poncha (który opisałem na wstępie do Madery TUTAJ) – punkt obowiązkowy w Funchal. Dalsza wycieczka to spacerek po uliczkach miasta, mniej więcej jak na mapie poniżej:
Jeśli nie jesteście fanami ponchy (jeszcze nie spotkałem się z takim przypadkiem co prawda), to kolejny punkt na trasie – Pereira D’Oliveira – być może będzie odpowiedni. Tutaj możemy wypróbować (za darmo) oraz nabyć słynne Portugalskie wino. Jest nieco słodkie, wzmocnione – trochę inne niż typowe wina. Zazwyczaj ludzie albo je uwielbiają albo nie cierpią. Smak faktycznie jest nietypowy. Na miejscu do wyboru kilka smaków i rodzai.


Na koniec zostaje nam poszwendać się po ciasnych uliczkach Funchal. Te są bardzo ładne, kolorowe i praktycznie na każdym rogu znajdziecie bary i restauracje. Trasa, jaką zaznaczyłem wyżej na mapie, kończy się w muzeum najsłynniejszego (niegdyś) mieszkańca wyspy – Christiano Ronaldo. Ten ostatni punkt na mapie już sobie odpuściliśmy jeśli chodzi o wchodzenie do środka.



Wrażenia jak najbardziej pozytywne. Takie zwiedzanie zajmie praktycznie cały dzień, więc już nie ma co więcej planować tego dnia, zamiast tego wrócić jeszcze do baru Rei da Poncha (namawiając uparcie kierowce, jeśli jest – kupić mu loda czy coś). Oczywiście wycieczka nie byłaby taka super, gdyby nie wjazd kolejką linową w górną część miasta i atrakcje na miejscu. Będąc cały tydzień na wyspie zdecydowanie trzeba odwiedzić Funchal. Nawet jeśli ktoś tu przyjechał tylko dla natury, to jeden dzień będzie miłą odskocznią.
Na koniec, nie zapomnijcie sobie zrobić zdjęć przy słynnym napisie – jest to na samej promenadzie.

Zostaw nam komentarz